Raymond Douglas Bradbury - amerykański pisarz. Pochodził z biednej rodziny. Z powodów finansowych nie podjął studiów. Impulsem do tego, by pisać opowiadania fantasy były w jego przypadku czytane przez niego z wielkim zapałem przygody Flasha Gordona czy Bucka Rogersa. Prawdziwą sławę przyniosły mu napisane w 1950 roku "Kroniki marsjański" ("The Martian Chronicles"). Innym jego wybitnym dziełem jest książka "451 stopni Fahrenheita" ("Fahrenheit 451", 1953),która 13 lat po powstaniu doczekała się pierwszej z wielu późniejszych ekranizacji. Bradbury publikował zarówno pod własnym nazwiskiem jak i pod pseudonimami (Edward Banks, William Elliot, D. R. Banat, Leonard Douglas, Leonard Spaulding). Wybrane dzieła: "The Martian Chronicles" (1950, pierwsze polskie wydanie: "Kroniki marsjańskie", Iskry, 1971),"Fahrenheit 451" (1953, pierwsze polskie wydanie: "451 stopni Fahrenheita", Czytelnik, 1960),"Dandelion Wine" (1957, pierwsze polskie wydanie: "Słoneczne wino", Czytelnik, 1965),"Something Wicked this Way Comes" (1962, polskie wydanie: "Jakiś potwór tu nadchodzi", Vis-à-vis/Etiuda, 2009),"S is for Space" (1966, pierwsze polskie wydanie: "K jak kosmos", Iskry, 1978).
Żona: Marguerite McClure (1947-24.12.2003, jej śmierć),4 córki: Susan, Ramona, Bettina i Alexandra.http://www.raybradbury.com/
I nie spodziewaj się, że zostaniesz zbawiony przez jakąkolwiek jedną rzecz - osobę, maszynę czy bibliotekę. Zbawiaj się sam po trochu, a jeś...
I nie spodziewaj się, że zostaniesz zbawiony przez jakąkolwiek jedną rzecz - osobę, maszynę czy bibliotekę. Zbawiaj się sam po trochu, a jeśli utoniesz, umrzyj wiedząc przynajmniej, że kierowałeś się ku brzegowi.
Patrząc na to, że książka została wydana w 1953, to autor zaskakująco trafnie przewidział rozwój społeczeństwa w połączeniu z technologią. Co prawda nie mamy ekranów zajmujących całe ściany (mniejsze są bardziej poręczne, bo można mieć je zawsze przy sobie),ale koncept ekranowej "rodziny" kojarzy mi się z powszechnością relacji parasocjalnych. Żona głównego bohatera ciągle słucha czegoś w swoich słuchawkach (muszelkach) i ja też nieświadomie zabrałam się za czytanie tej książki ze słuchawkami w uszach, bo przy obecnej ilości informacji i stymulacji jakoś dziwnie jest przebywać w ciszy. Książka przedstawia świat, w którym wszystko musi być szybkie, formy stają się coraz krótsze i bardziej okrojone, tak samo jak dzieje się to teraz w sferze mediów.
Jeśli chodzi o minusy, to nie do końca przypadł mi do gustu styl pisania - może to subiektywne odczucie, ale mam wrażenie, że w niektórych fragmentach autor próbuje pisać poetycko dla samej estetyki i nie idzie za tym żadna myśl przewodnia. Poza tym książka jest dość krótka więc mimo wszystko dotyka problemu bardziej powierzchownie niż inne tytuły o tematyce dystopijnej.
Przypomniałem sobie ostatnio o tej pozycji po zobaczeniu obrazka o „wojnie” między ludźmi czytającymi i nie, główny zarzut był o to, że ludzie czytający czują się lepsi od innych i im to wytykają (chodź, ja nigdy takiej sytuacji nie doświadczyłem).
Zacząłem rozmyślać czy hipotetycznie ktoś może dążyć w przyszłości do odebrania nam wolności, jaką jest czytanie, podsycając innych ludzi do piętnowania osób lubiących dobrą lekturę obojętnej kategorii (szurska teoria prawda),ale w obecnej dobie cancel-culture bądź uznawania matematyki za rasistowską, taka wizja nie jest wcale bezpodstawna.
Wracając do książki, jest to powieść, której bliżej do Orwella niż Huxleya, historia ciekawa i na pewno da Ci pole do rozmyślania. Nie polecałbym jej jedynie fanom S-F, to raczej pozycja dla wszystkich, którzy mają już czasy dziecinnych trosk za sobą.
Co gdy władza uzna książki za nośnik niebezpiecznych dla niej idei?